Jestem wielkim fanem tofu. Wiele raz już to pisałem, ale powtórzę raz jeszcze - kocham je pod każdą postacią, którą dotychczas mogłem jeść. Co więcej, nauczyłem się je nawet jeść na surowo, tak o wyjąć z opakowania, pokroić w plasterki, ułożyć na zieleninie z kiełkami i jeść. Wydaje się to może i dziwne, ale jeszcze kilka lat temu nie wyobrażałem sobie jeść go w ogóle. Moje pierwsze spotkanie z nim było chyba, gdy miałem, z 10 lat temu, 13 lat. Zainspirowany kulturą Japonii chciałem bardzo, ale to bardzo, zbliżyć się do tamtego świata. A jak inaczej to zrobić, gdy nie masz pieniędzy na wyjazd do tamtego kraju? Zostaje internet, książki i jedzenie. No to poszperawszy wpadłem na trop owego tofu. Plusy i minusy, jedna, i druga strona, sączy na x-stron. Dla niektórych cud, dla innych obrzydliwość. No ok... Kupiłem. I położyłem na kanapce i..... wyplułem, ze smutkiem wyrzuciłem resztę, bo się okropnie, ale to okropnie zraziłem. Stwierdziłem, że na pewno tej "podeszwy" nie da się uratować. Wtedy łatwiej się poddawałem niż dziś. Ale tak miało być...
Po trzech latach, już na moim drugim podejściu do wegetarianizmu, posmakowałem w kombinacjach ze smażonym czy duszonym w warzywach tofu i powiem wam, że smakowało dobrze. Ale dopiero jak zacząłem silnie poszukiwać inspiracji, by jedzenie, w ogóle, GOTOWANIE, stało się przygodą, nie nudziło, a przede wszystkim by ZAWSZE smakowało, pokochałem wszelkie tofurniki, tofucznice, szaszłyki z nim w roli głównej. Kombinacji smakowych jest od groma. Można je smażyć, dusić, gotować, kisić, i co tam jeszcze wam przyjdzie do głowy.
Dzięki wiedzy, którą zdobywamy możemy skutecznie poszerzać innym ogląd świata. Moja żona początkowo nie jadła w ogóle tofu. Nie wprowadzono go jakkolwiek do jej jadłospisu w domu. Tyle. Więc gdy wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem to była niejednokrotnie bardzo zaskoczona tym, co je, bo cytując "jakie to dobre i może być, co chwilę, o innym smaku". Także... Oswójcie się z tofu. I z radością pokażcie to innym. Dacie coś dobrego innym. To jest super. Coś otrzymywać, ale też i dalej przekazywać. Dla wspólnego dobra!
Składniki:
kostka tofu naturalnego (180g)
2-3 łyżki oleju do smażenia
2 łyżeczki papryki wędzonej
1/2 łyżeczki papryki słodkiej
szczypta ostrej papryki
1 lub 1 i 1/2 łyżki sosu sojowego
1/2 łyżeczki tymianku
1/3 szklanki wody
sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
- Rozgrzewamy olej.
- Kroimy tofu na trzy/cztery (wyczujcie grubość) plastry i każdy z plastrów na trzy/max. cztery frytki. To pozwoli nam by one się nie rozpadały przy obracaniu.
- Smażymy kilka chwil, co pewien czas obracając nasze frytki, na oleju do momentu, gdy tofu zacznie delikatnie się złocić z każdej ze stron. Moc palnika określiłbym jako średnia. Nie za słaba by proces trwał w nieskończoność, ale tez nie mega dziko duża by nasze frytki się nie przypaliły.
- Dolewamy wodę i dodajemy przyprawy. Wszystko dokładnie mieszamy razem.
- Nadal na średniej mocy palnika, co jakiś czas mieszając, gotujemy do momentu odparowania całej wody, i ponownego delikatnego smażenia się naszego tofu. Tyle. Całość zajmie wam maksymalnie 10 minut!
- Solimy i pieprzymy do smaku.
- Podajemy z toną dobroci w kanapce - ja użyłem rukoli, szpinaku, rzodkiewek, pomidorów, kiełek i ketchupu!
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz