Kim jestem i czemu gotuję?
Jestem Grześ i jestem szczęściarzem, że mieszkam nad
morzem. Po chwilowym zachłyśnięciu się studiowaniem sztuki oraz rysunku
odkryłem moją prawdziwą, poza żoną, miłość i jej artystyczny wyraz - gotowanie.
Przygotowywanie jedzenia, po przemyśleniu dogłębnie mojego życia, zawsze
wiązało się z radością, bliskością i poczuciem spełniania. A blog jest po
prostu książką kucharską, takim notatnikiem, w którym notuję moje próby
znalezienia smaków, do których chcę wracać. Jest to też baza inspiracji oraz
informacji dla wszystkich zainteresowanych tym, co gotuję.
Czy w Moim domu dużo się gotowało?
I tak, i nie. W okolicach świąt moja mama robiła wiele
dobrych rzeczy, które były zarezerwowane właśnie na ten czas. Pamiętam, jak
potrafiła spędzać godziny czasu w kuchni. Po latach wiem, że często było to z
poczucia obowiązku, niż większej chęci. Taki tradycyjny model rodziny – tata nie
wchodzi do kuchni, gdyż to jest obowiązek mamy. Mnie w jedzeniu, a wpierw, jego
przygotowaniu, od idei, przez dobór składników oraz sposobu obróbki, aż po
końcową stylizację potrawy, bardziej interesuje wyrażenie siebie poprzez radość
i spełnienie jako osoby, która kocha zadowalać innych. Kolejnym ważnym momentem
były eksperymenty mojej siostry. One wnosiły taki powiew inności. Jakieś
azjatyckie makarony, fastfoody spoza Europy, czy wymyślne przysmaki z krajów
basenu Morza Śródziemnego.
Jak na dziecko z tradycyjnej górniczej rodziny Śląska nie gotuję regionalnie. Skąd to się wzięło?
Sam mówię, że poszukuję swojej tradycji. Moje korzenie
to potrzeba eksperymentu. Powiedziałbym bardziej moją rodzinną kuchnią jest
wszystko to, co jestem w stanie zasymilować i mi zasmakuje. Niektóre osoby
mówią, że jestem uboższy o brak warsztatu, a ja próbuję raczej patrzeć na to,
jako brak struktur, których nie muszę negować. Zasadniczo ze Śląskiej kuchni
wyciągnąłem duże kontrasty smakowe, które zazwyczaj idą w parze z dużą dawką
umami, jako centrum dania. Kapusta kiszona i słodka marchewka podana z
wędzonymi tonami swojskiej kiełbasy. Maślana zupa z dodatkiem syropu z agrestu
i do tego zasmażony pomidor. Słodki burak z karmelizowaną cebulą podany z
intensywnie czosnkową zupą z czerstwego chleba na bulionie. Można mnożyć te
specyficzne kombinacje, ale jedno jest pewne – te smaki uzależniają.
Kontrasty, malowniczość i moja estetyka. Skąd inspiracje?
Dla mnie jedzenie, bycie z nim, najpierw w kuchni a
potem wśród bliskich, podczas posiłku, jest doświadczeniem rangi wręcz
mistycznej. Mam głęboką świadomość, jak wielowymiarowym doświadczeniem to jest.
Zrozumienie polisensoryczności doświadczenia smaku sprawia, że tak dużą wagę
przywiązuję do przypraw, dodatków, ale również, sposobu podania, naczyń czy
tła, na którym jem i przedmiotów w moim
otoczeniu.
Gotuję, ale nie wszystko. Rezygnuję z użytkowania produktów pochodzących od zwierząt. Skąd weganizm?
Od 14 roku życia (a mam 24 lata) interesowałem się
dietą wegeteriańską (dieta wykluczająca mięso - w tym ryby) z różnym skutkiem.
Dzięki takiemu jedzeniu w wieku 16 lat zredukowałem swoją wagę o 16 kilogramów,
rozpocząłem bardziej holistyczne dbanie o swój organizm. Po chwilowym powrocie
na tradycyjną dietę - od 3 lat nie jem mięsa oraz ryb czy innych morskich
stworzeń, a od półtorej roku wraz z żoną jesteśmy weganami (weganizm -
system ideologiczny zakładający wykluczenie z diety oraz całego stylu życia
produktów oraz rozrywek wykorzystujących inne gatunki zwierząt). Do podjęcia
tej decyzji skłoniły nas informacje na temat korzyści zdrowotnych prowadzenia
całkowicie roślinnej diety oraz informacje na temat traktowania zwierząt przez
ludzi, jak również możliwość za pomocą diety jakościowego wpływu na
środowisko. Cieszy nas to, jak będąc zdrowymi, rzadko chorując, mając wyniki
badań na bardzo dobrym poziomie, możemy nie przyczyniać się do wyzysku innych
gatunków.
Dopiero jako weganin założyłem bloga. Czy jest to duże ograniczenie? Na pewno lepiej gotować wszystko, jeśli chce się dotrzeć do większego grona odbiorców, ale..
...ale dla mnie jedzenie i gotowanie nie jest tylko
sposobem zarobkowania i promowania siebie. To jest, na początku w ogóle nie
myślałem, że będzie sposobem pracy. Ale może od początku.
Pierwsze tak intensywnie przeze mnie doświadczone
wykonanie jedzenia, od zamysłu, przez zaproszenie znajomych, całe to euforyczne
trwanie w ekscytacji, jest dosyć późne. Jest z początków liceum. Do tego czasu
myślałem, że będę malarzem, może psychologiem. Pamiętam, jak z moimi
przyjaciółmi z klasy planowaliśmy cały tydzień, że zrobimy kurczaka po chińsku.
Wypadło na moje mieszkanie. Sprawdzaliśmy, co potrzebujemy, jak to wykonać,
pytaliśmy znajome nam osoby, jak zastąpić niektóre składniki. O shitake
mogliśmy zapomnieć w kochanej Rudzie Śląskiej, ale mieliśmy pod ręką polskiego
borowika z zapasów mojej mamy. Wybraliśmy oczywiście piątek, by rozpocząć
dobrze weekend. I razem, dużo rozmawiając poszliśmy na zakupy, słuchaliśmy
ulubionej muzyki, kroiliśmy, gotowaliśmy a potem jedliśmy rozmawiając. W tamtym
momencie zrozumiałem, że jedzenie jest początkiem dialogu, tego dobrego,
owocnego i silnie spajającego ludzi. Na myśl teraz przychodzi mi obraz
najbardziej znamiennej z uczt w historii kultury świata – Ostatnia Wieczerza.
Przy jedzeniu Jezus żegna się z bliskimi i dzieje się wyjawienie Tajemnicy
Wiary. To wszystko bardzo duchowe doświadczenia.
Kolejnym istotnym momentem, który pchnął mnie w stronę
gotowania, był przymus przygotowywani sobie posiłków na diecie. Większość
inspiracji, które posiadałem była prawie całkowicie roślinna. Chodziło o to, by
było zdrowo i sycąco. Czytałem wtedy o tym, dlaczego ludzie identyfikują się
jako wegetarianie czy weganie. Jeszcze wtedy jednoznaczne określenie siebie
było mi baaardzo dalekie.Dużo teoretycznej wiedzy na temat techniki i
historii dań zdobyłem w tamtym czasie.
Przełomem było poznanie mojej żony. Ona zakochała się
w malarzu. Widziała w mojej kreatywności niesamowitą siłę. Lubiłem dla niej
wymyślać drobiazgi, rysować i kleić kartki, składać różnego rodzaju prezenciki.
Mimowolnie zacząłem odczuwać chęć by w takiej partnerskiej intymności dać jej
zaznać jednej z moich ulubionych aktywności – gotowanie/jedzenia. Małymi krokami –
najpierw piekąc jakieś jedno ciast, robiąc nieskomplikowane sałatki, aż potem organizując
dla niej całe obiady czy przyjęcie urodzinowe. To wydaje się zabawne, bo teraz
nie jawię się jako osoba nieśmiała, ale wtedy „chwalenie się” swoimi wyczynami
kulinarnymi nie należało do moich ulubionych czynności.
Doszliśmy do momentu po zaręczynach. Spotykaliśmy się
z naszymi nauczycielami przedmałżeńskimi raz w tygodniu i zaczęliśmy się
umawiać, że raz oni a raz my coś przyniesiemy. I oni wraz z moją narzeczoną
często radzili bym poszukał pracy związanej z gotowaniem. Na tamten czas
pracowałem z osobami starszymi albo jako drukarz albo sprzedawca w eko sklepie
i naprawdę nie widziało mi się zmieniać przyzwyczajenia. Ale gdzieś to we mnie
było. Wzięliśmy ślub, zamieszkaliśmy razem i wtedy zacząłem niesamowicie szybko
się rozwijać. Po trzech miesiącach klamka zapadła. Chcę bloga. Chcę pokazać
przyjaciołom i rodzinie, co mnie tak fascynuje w jedzeniu, że w każdej wolnej
chwili chcę poświęcać siebie by tylko znaleźć jeszcze ciekawsze połączenia
smaku. W tym czasie również zaczynałem rozumieć, jak istotną
rolę odgrywa estetyka jedzenia oraz emocjonalne zaangażowanie w cały proces.
Blog spotkał się z ciepłym przyjęciem, co mnie
uskrzydlało. Do tego zacząłem pracować w roślinnej restauracji. Z pomocnika
kuchennego stałem się bardzo szybko zastępcą szefa kuchni. Zdarzyło mi się
również pełnić obowiązki menadżera. W
tym czasie, w roku 2017, zostałem
wytypowany do zwycięskiego grona konkursu Kuchni+ Twoja Zielona
Rewolucja, którego wygraną było uczestnictwo w jednym odcinku programu
Marty Dymek (Jadłonomia). Film możecie zobaczyć tutaj KLIK. To spełnione
marzenie sprawiło, że poświęcam więcej czasu na przemyślenie tego, co gotuję by
było pyszne i jak najbardziej przystępne dla większej ilości osób. Kolejno
wyjazd ze Śląska zapoczątkował nową erę w mojej estetyce i znacznie wpłynął na
moją rozpoznawalność w sieci. Marzę teraz o kanale na YouTube i swojej książce.
Wierzę, że niemożliwe jest bliżej niż mi się wydaje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz